Dwadzieścia lat temu panowała nieprzyjazna pogoda. Dwadzieścia lat temu o lawinach mówiło się rzadko. W końcu dwadzieścia, dziesięć, dziewięć i mniej lat temu spikerzy wszystkich stacji informacyjnych grobowym głosem informowali o gigantycznej lawinie pod Rysami.

Kiedy opadł już śnieżny pył, mogiły się zawarły, a sędziowski młotek opadł, warto nieco przypomnieć sobie o tym wydarzeniu. Jest ono bowiem klasycznym przykładem tego, że to człowiek stanowi największe zagrożenie dla siebie samego w górach, a wypadki lawinowe doskonale podkreślają powagę „czynnika ludzkiego” w tragediach górskich.

Co więc wiemy na temat tego zdarzenia? Posiłkując się prezentacją dra Mieczysława Sobika z Uniwersytetu Wrocławskiego – główną przyczyną były warunki atmosferyczne, które występowały praktycznie od początku tamtej zimy 2002/2003 roku.

Okresy opadów śniegu przedzielane były mocniejszymi ociepleniami i kolejnymi spadkami temperatur, które powodowały powstawanie skorup lodowych, utrudniających łączenie się kolejnych, nowych warstw śniegu ze starym podłożem. Ważnym elementem całości była też pogoda w grudniu 2002 roku, umożliwiająca powstawanie gruboziarnistej, kielichowatej formy śniegu – szronu wgłębnego. W dużym uproszczeniu działa on niczym łożysko kulkowe, po którym może zjechać deska śnieżna.

Wbrew ogólnie powtarzanym twierdzeniom w opracowaniu tym zaprzeczono, jakoby ocieplenie dzień przed zejściem lawiny miało znaczący wpływ na pokrywę śnieżną, fatalnego, 28 stycznia. Według wrocławskich naukowców to opad śniegu, niczym rzucony na szalę życia odważnik, spowodował zejście lawiny.

Slajd z prezentacji dra Sobika, pokazujący domniemaną kolejność uruchamiania się kolejnych depozytów śniegu.
Slajd z prezentacji dra Sobika, pokazujący domniemaną kolejność uruchamiania się kolejnych depozytów śniegu.

Pierwsza miała ruszyć twarda deska śnieżna z Kotła pod Rysami – niczym pchnięte klocki domina, w drugiej fazie wyjechał śnieg z rysy Rysów, by w konsekwencji poruszyć pokrywę aż do Czarnego Stawu pod Rysami

Dalsze konsekwencje tego zdarzenia już znamy…

Choć jak wynika z prezentacji dra Sobika, jeden wniosek może być zaskakujący – to nie grupa licealistów miała uruchomić cały ten potężny zapas śniegu. W konkluzji zapisano, iż lawina zeszła najprawdopodobniej samoistnie – „(…)both avalanches were probably naturally triggered(…)” – “(…) Obie lawiny prawdopodobnie zostały wyzwolone naturalnie (…)”*.

Powierzchnia lawiny była równa 13 hektarom, jej tor ruchu miał ponad 1200 metrów, a korona obrywu ponad kilometr. Szacowana masa śniegu pozostała ponad taflą Czarnego Stawu – 26000 ton, zaś o masie śniegu wtłoczonego do samego stawu biegli powiedzieli tylko „o wiele więcej”.

Jednym zdaniem – cała grupa znalazła się o złym czasie, w złym miejscu. Dlatego tak ważne jest posiadanie odpowiedniej wiedzy z zakresu przemian śniegu oraz oceny ryzyka. Lider grupy, nie ulegając jej naciskom, musi niezależnie zdecydować o odwrocie. Pojawiające się tłumaczenia, iż była „tylko” dwójka lawinowa, niestety pokazały, że choćby wiedza o tym, czym jest stopień zagrożenia lawinowego, była niewystarczająca.

Celowo tutaj pomijamy inne błędy popełnione w czasie tej wycieczki – ponieważ w takim miejscu i warunkach nigdy nie powinno do niej dojść.

PS. Polecamy świetną animację 3D profilu Górskie Mapy pokazującą kolejność uruchamiania się depozytów śniegu.

*Prezentacja dotyczyła dwóch wypadków – dop. własny.

W przygotowaniu tekstu wykorzystaliśmy prezentację „Atmospheric conditions of snow avalanches in Karkonosze and Tatra Mts – a case study analysis” – Mieczysław Sobik, Krzysztof Migała, Witold Gorączko przedstawioną w czasie VI Spotkań Sudecko – Karpackich Służb Lawinowych w 2010 roku w Ustrzykach Górnych.

Pierwotnie wpis ten pojawił się na stronie fijak.pl pod tytułem “10 lat i jeden dzień temu…” 29 stycznia 2013 roku.